5.31.2014

Pierwszy List

Cześć,
jak się czujesz?

     Poproszono mnie o bycie jeszcze lepszym egoistą i pisanie o sobie w ramach indywidualnej terapii.  Zatem tak będzie wyglądał temat mojego pierwszego listu i pewnie kolejnych. Będzie o mnie, ale na początek może opowiastka:
     Pewnego razu anioł i diabeł zakochali się w sobie. Był to bardzo nieszczęśliwy związek. Anioł ciągle bujał głową w chmurach, diabeł był wiecznie napalony. W dodatku dwójka facetów, wszyscy nawyzywali ich od gejów i oboje popełnili w końcu samobójstwo, by pozostać już na zawsze nieszczęśliwymi.
     I ja też chciałem pozostać na zawsze nieszczęśliwy.
     Tak w ogóle, to może się przedstawię. Mam na imię Dawid, mam szesnaście lat, niedowagę i kompleksy, których nie mogę się wyzbyć. Kilkoro ludzi deklaruje, że są moimi przyjaciółmi, ale tak naprawdę niewiele o mnie wiedzą. Postanowiłem odebrać sobie życie. Tak, po raz kolejny. Zawsze mówię, że to zrobię i nigdy nie dochodzi do skutku, ale teraz ma być ten pierwszy i ostatni, porządny raz.
     Szczerze powiedziawszy, to trochę się w tym wszystkim gubię. Zdecydowałem się na tabletki. Z żyletkami zbyt wiele śladów, do gazu potrzebne jest odpowiednie miejsce a śmierć przez uduszenie nie brzmi zbyt ciekawie. Sądzę, że w rodzinnej apteczce znajdę coś dostatecznie mocnego.
     Mam problemy z wieloma rzeczami. Zaczynając od kontaktów międzyludzkich, poprzez lenistwo do wiary na uczuciach kończąc. Czasem wydaje mi się, że ich zupełnie nie mam (i wtedy zachowuję się jak dupek), a czasem jestem tak uczuciowy, że zadowoliłbym się przytuleniem choćby i do psa (problem w tym, że nawet go nie mam).
    Wiem o tym, że marnuję swoje życie. Nie robię nic pożytecznego, nie spotykam się z kolegami, nawet jeździć na deskorolce nie umiem. O byciu w związku z dziewczyną nie wspominając. Ohyda.
     Rodzice o niczym nie wiedzą. Zupełnie się nie domyślają, sądząc, że jestem cudownym i uśmiechniętym dzieckiem. I wszyscy myślą, że jestem cudowny i uśmiechnięty. Ale ja cierpię. Ja wiem, że cierpię i tak właśnie ma być.
     Jestem popieprzonym masochistą.
     Będziesz pewnie ciekawy, dlaczego moje nastawienie jest takie a nie inne.
     Gdyby nie cierpienie, nie czułbym tego, kim jestem. To przez to, co czasem przeszywa od czubka głowy do palców u stóp, powoduje, że zwijam się w kłębek i leżę na podłodze swojego pokoju. A nazywa się depresją i sprawia, że czuję się jak wyprana szmata.
     Przez depresję chcę być nieszczęśliwy.
     Gdy jestem nieszczęśliwy, nie odbieram całości mojej osoby jako jednego, wielkiego gówna. Nieszczęście należy już do uczuć, a skoro mam uczucia, to znaczy, że jestem jeszcze człowiekiem. Skoro jestem człowiekiem, to żyję. Wiem, że ludzie są okropni, perfekcyjni do tego, by ich nienawidzić ale przecież... każdy z nas wewnętrznie chce nim być. Bycie takim normalnym byłoby super. Zero depresji, zero myśli samobójczych i wachlarz rozrywek dla mas, które wtedy satysfakcjonują.
     Bo tak naprawdę to teraz mało co mnie bawi, nie mogę oglądać telewizji, bo się zwyczajnie niecierpliwię. Kiedy w końcu ten głupi bohater wyzna tą durną miłość? Kiedy w końcu go zastrzelą? Wszystko i tak kończy się albo na seksie, albo na śmierci. Nudzi mnie to.
     Chociaż... deklaruję nudę tą regułą a i tak chcę jej się przyporządkować. Jak zawsze, walka z systemem nie ma sensu, bo w końcu i tak zostanie wchłonięta i uszeregowana.
     Wszyscy wielcy rebelianci i ich ustroje, które w końcu i tak stają się systemem.
     Ktoś poruszył się w pokoju obok. Chyba ojciec idzie do łazienki. Może to na dzisiaj koniec, zobaczy się, co przyniesie jutrzejszy dzień.
     Może powinienem zaczynać to od słów typu: mój kochany laptopie?
     Bo taka prawda, kochasz mnie tylko ty, mój laptopie.
     Pewnie za to przegrzewanie, przynajmniej mogę sobie ugrzać trochę uda.
     Do jutra,

     XOXO

     Dawid

PS. Jak ojciec znajdzie te pliki, to umrę zdecydowanie szybciej. Nie wiem jak długo nasza korespondencja się utrzyma. I sorry za interpunkcje, ssie.