6.01.2014

Drugi List

     Cześć,
     to znów ja.

     Byłem dzisiaj na spacerze. Tak, ja, wylazłem z mojego domu i polazłem w jakieś krzaki za parkiem,  do lasu, w którym poparzyły mnie pokrzywy. W dodatku przez większość czasu musiałem iść pochylonym, by nie dostać z gałęzi po twarzy.
     Mimo wszystko podobało mi się to. Podobał mi się fakt, że to wszystko było takie dzikie. Nawet ściągnąłem słuchawki, by posłuchać tego, co było dookoła. Pachniał jaśmin, tak chyba się ten krzak nazywał, ale nie jestem pewien. I tam było tak... jednolicie, że po prostu moja osoba tam nie pasowała. Człowiek nie powinien tego ruszać, nie powinien niszczyć tej zieleni, bo on tam nie pasuje. Jakoś nigdy nie rozumiałem tej całej walki z cywilizacją, dobra, drzewa drzewami ale... nigdy to tak osobiście do mnie nie przemówiło. A dzisiaj owszem. Może jutro znów tam pójdę. Prawie się zabiłem przechodząc po kładce nad wodą, była to metalowa rura, a moje buty nie należą do najstabilniejszych. Po prostu jestem ciotą, moja koordynacja ruchowa jest równa zeru.
    Wracając z parku minąłem się z jakimś chłopakiem, zmierzyliśmy się wzrokiem i żaden z nas nie zareagował.
     Szkoda.
     Mam wrażenie, że każdy z nas ma w sobie taką nadzieję, że może kogoś spotka, ktoś nagle odmieni jego nastrój i życie. Nawet ja, ten, co chce być nieszczęśliwy, podświadomie jednak chcę zmian.
     Kurcze, ile razy człowiek się zastanawia: co by było gdyby, a jednak nic nie robi, by to zmienić. Chcesz poznać kogoś nowego? Zagadaj. Chcesz przyjaciela? Rusz dupę z domu.
Tak trudno jest się tego trzymać.
     Bo my wszyscy jesteśmy tchórzami, my wszyscy tylko się boimy, tylko uciekamy i czekamy, aż ktoś inny zrobi pierwszy krok.
     Też jestem potwornym tchórzem. Chociaż minęła mi faza na samobójstwo, tyle dobrego. W świetle dnia wszystko wygląda inaczej. Bo to jest tak, że najgorsze myśli przychodzą nocami, gdy siedzimy w swoich pokojach, przeglądając teksty nieszczęśliwych ludzi. Wtedy my sami sobie myślimy: zróbmy tak jak oni, może to pomoże. Ale cięcie się nie pomoże, samobójstwo tylko odeśle nas gdzieś, skąd nikt inny jeszcze nie wrócił. Może dlatego tak się waham i jednak nie przekraczam tej granicy. Nie wiem co tam jest.
     Niby trochę wierzę. Czasem mnie się zdaje, że coś tam nade mną jest. Że mam kurde anioła stróża (swoją drogą, dzięki ci, stary, jeśli tam jesteś), który czasem mnie walnie w ten głupi łeb.
     Brakuje mi zrozumienia. Tego, by ktoś powiedział: hej, mam tak samo. Chodź ze mną, pokażę ci jak cierpię ja i będziemy nieszczęśliwi razem.
     Nie chcę jakiejś lukrowej miłości. Chcę tylko tego durnego zrozumienia. Bo wszyscy mówią mi: przecież nie masz powodów, by być smutnym. Popatrz tylko, jaką masz udaną rodzinę, jaki wzorowy dom. Ale przecież nie o to w życiu chodzi, zupełnie nie o to. Przynajmniej mam takie przeczucie.
     Mam ochotę powyrywać sobie włosy z głowy. Pograłbym na gitarze jakieś ciężkie melodie, ale wzmacniacz mi się zepsuł. Nie wiem kiedy mi go naprawią. Granie na odłączonej już nie jest takie fajne. W ogóle... muzyka... strasznie na mnie wpływa. Potrafi miotać moim nastrojem to w jedną, to w drugą stronę. Muszę sobie zapisać, by podczas dołów unikać wszystkiego w tonacjach molowych.
     Otwieram tamblera, czy jak to się zwie i przeglądam główną stronę, na której widnieją na przemian obrazki nagich kobiet z pociętymi rękoma. Może mam dziwną obsesję, ale lubię patrzeć na te krwawienia. Sam może dwukrotnie spróbowałem i przestałem. Zbyt duże ryzyko rozpoznania.
     Ciągle mam nadzieję, że może jutro coś się zmieni.
     Nadziejo, ty dziwko, idź się pieprzyć.

XOXO
Dawid

PS. Jutro idziemy ze szkołą gdzieśtam. Przepada mi biola. Fuck yeah.

5.31.2014

Pierwszy List

Cześć,
jak się czujesz?

     Poproszono mnie o bycie jeszcze lepszym egoistą i pisanie o sobie w ramach indywidualnej terapii.  Zatem tak będzie wyglądał temat mojego pierwszego listu i pewnie kolejnych. Będzie o mnie, ale na początek może opowiastka:
     Pewnego razu anioł i diabeł zakochali się w sobie. Był to bardzo nieszczęśliwy związek. Anioł ciągle bujał głową w chmurach, diabeł był wiecznie napalony. W dodatku dwójka facetów, wszyscy nawyzywali ich od gejów i oboje popełnili w końcu samobójstwo, by pozostać już na zawsze nieszczęśliwymi.
     I ja też chciałem pozostać na zawsze nieszczęśliwy.
     Tak w ogóle, to może się przedstawię. Mam na imię Dawid, mam szesnaście lat, niedowagę i kompleksy, których nie mogę się wyzbyć. Kilkoro ludzi deklaruje, że są moimi przyjaciółmi, ale tak naprawdę niewiele o mnie wiedzą. Postanowiłem odebrać sobie życie. Tak, po raz kolejny. Zawsze mówię, że to zrobię i nigdy nie dochodzi do skutku, ale teraz ma być ten pierwszy i ostatni, porządny raz.
     Szczerze powiedziawszy, to trochę się w tym wszystkim gubię. Zdecydowałem się na tabletki. Z żyletkami zbyt wiele śladów, do gazu potrzebne jest odpowiednie miejsce a śmierć przez uduszenie nie brzmi zbyt ciekawie. Sądzę, że w rodzinnej apteczce znajdę coś dostatecznie mocnego.
     Mam problemy z wieloma rzeczami. Zaczynając od kontaktów międzyludzkich, poprzez lenistwo do wiary na uczuciach kończąc. Czasem wydaje mi się, że ich zupełnie nie mam (i wtedy zachowuję się jak dupek), a czasem jestem tak uczuciowy, że zadowoliłbym się przytuleniem choćby i do psa (problem w tym, że nawet go nie mam).
    Wiem o tym, że marnuję swoje życie. Nie robię nic pożytecznego, nie spotykam się z kolegami, nawet jeździć na deskorolce nie umiem. O byciu w związku z dziewczyną nie wspominając. Ohyda.
     Rodzice o niczym nie wiedzą. Zupełnie się nie domyślają, sądząc, że jestem cudownym i uśmiechniętym dzieckiem. I wszyscy myślą, że jestem cudowny i uśmiechnięty. Ale ja cierpię. Ja wiem, że cierpię i tak właśnie ma być.
     Jestem popieprzonym masochistą.
     Będziesz pewnie ciekawy, dlaczego moje nastawienie jest takie a nie inne.
     Gdyby nie cierpienie, nie czułbym tego, kim jestem. To przez to, co czasem przeszywa od czubka głowy do palców u stóp, powoduje, że zwijam się w kłębek i leżę na podłodze swojego pokoju. A nazywa się depresją i sprawia, że czuję się jak wyprana szmata.
     Przez depresję chcę być nieszczęśliwy.
     Gdy jestem nieszczęśliwy, nie odbieram całości mojej osoby jako jednego, wielkiego gówna. Nieszczęście należy już do uczuć, a skoro mam uczucia, to znaczy, że jestem jeszcze człowiekiem. Skoro jestem człowiekiem, to żyję. Wiem, że ludzie są okropni, perfekcyjni do tego, by ich nienawidzić ale przecież... każdy z nas wewnętrznie chce nim być. Bycie takim normalnym byłoby super. Zero depresji, zero myśli samobójczych i wachlarz rozrywek dla mas, które wtedy satysfakcjonują.
     Bo tak naprawdę to teraz mało co mnie bawi, nie mogę oglądać telewizji, bo się zwyczajnie niecierpliwię. Kiedy w końcu ten głupi bohater wyzna tą durną miłość? Kiedy w końcu go zastrzelą? Wszystko i tak kończy się albo na seksie, albo na śmierci. Nudzi mnie to.
     Chociaż... deklaruję nudę tą regułą a i tak chcę jej się przyporządkować. Jak zawsze, walka z systemem nie ma sensu, bo w końcu i tak zostanie wchłonięta i uszeregowana.
     Wszyscy wielcy rebelianci i ich ustroje, które w końcu i tak stają się systemem.
     Ktoś poruszył się w pokoju obok. Chyba ojciec idzie do łazienki. Może to na dzisiaj koniec, zobaczy się, co przyniesie jutrzejszy dzień.
     Może powinienem zaczynać to od słów typu: mój kochany laptopie?
     Bo taka prawda, kochasz mnie tylko ty, mój laptopie.
     Pewnie za to przegrzewanie, przynajmniej mogę sobie ugrzać trochę uda.
     Do jutra,

     XOXO

     Dawid

PS. Jak ojciec znajdzie te pliki, to umrę zdecydowanie szybciej. Nie wiem jak długo nasza korespondencja się utrzyma. I sorry za interpunkcje, ssie.